Wyrażenie „powielona treść” (z ang. duplicate content) powoduje występowanie zimnych potów na plecach wielu marketerów. Czy słusznie? Czy należy bać się tego zjawiska? Czy negatywne konsekwencje są nieuniknione i jak poważne mogą być?
Każdy biznes żyje w strachu przed "zniknięciem z Google'a". W końcu, jeśli nie ma cię w google'u - prawdopodobnie nie istniejesz. W tym kontekście nikogo nie dziwi, że problem powielonych treści spędza sen z powiek wielu firmom. Czy słusznie? Aby zostać za to „ukaranym” muszą być spełnione kluczowe warunki: powielenie musi występować w dużej ilości (mowa o setkach razy) i w tym samym czasie.
Pojedyncze publikacje, nawet przepisane słowo w słowo, na serwisach o silnych pozycjach w wyszukiwarce nie mają prawa nam zaszkodzić. Google doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, że to zjawisko występujące na codzień i ściga przede wszystkim przypadki oszustwa - próby manipulacji pozycją witryny w rankingu za pomocą świadomego powielania treści. Jeśli dotąd w internecie było cicho na dany temat, a nagle, jednego dnia, zostaje on zalany falą takich samych tekstów - dopiero wtedy możemy odczuć tego efekty (np. spadek pozycji danej witryny lub wręcz całkowite wyindeksowanie).
Przezorny zawsze ubezpieczony
Piszesz gościnny tekst, który potem chciałbyś opublikować również u siebie? Chcesz na swojej stronie głównej publikować informacje ze swojego biura prasowego? Nie chcesz, nawet w najmniejszym stopniu, ryzykować wpływu duplicated content? Jest na to sposób.
Istnieje prosty sposób na to, aby przekazać Google'owi informację, że tekst opublikowany na Twojej stronie pochodzi oryginalnie z innej witryny. Wystarczy, że w nagłówku witryny wstawisz przeznaczony do tego tag rel="canonical". Przykład?
Przyjmijmy, że nasz gościnny wpis został opublikowany na witrynie A: http://witryna-a.pl/tekst.html
Wystarczy, że na naszej własnej stronie, w nagłówku wstawimy poniższy kod:
<link rel=canonical href="http://witryna-a.pl/tekst.html" />
I już. Jedna linijka kodu, która zupełnie załatwia sprawę :)
Uwaga: niektórzy sugerują również korzystanie z powyższego tagu, aby unikać powielonej treści w ramach swojej własnej witryny (np. dodawać go na stronach, które wyświetlają tę samą treść, ale z różnymi parametrami, służącymi m.in. do pomiaru konwersji czy filtrowania - http://netpr.pl/oferta?ref=mail). W takich wypadkach istnieją jednak lepsze rozwiązania (przekierowania 301 czy tag noindex dla linku z parametrami). Co więcej - źle skonfigurowany rel="canonical" (o co łatwiej przy wielokrotnym używaniu go na swojej stronie) może spowodować spadek pozycji strony w wyszukiwarkach.
Jak przekuć zjawisko w dodatkową wartość?
Podejście zaproponowane w poprzednich akapitach ma sens, jeśli chcesz we własnych „czterech ścianach” zbudować pełne archiwum swojej twórczości. Warto jednak zastanowić się czy nie wykorzystać publikacji w gościnnych mediach w nieco inny sposób.
O czym mówimy? Jeśli na zewnętrznym serwisie pojawił się tekst naszego autorstwa na wybrany temat - na własnym serwisie napiszmy tekst, który wyraźnie do niego nawiązuje, ale ma zupełnie nową treść. Najlepszy przykład to ukochane przez marketerów listy. Napisałeś gościnny poradnik z 5 sposobami na skuteczną komunikację? Z łatwością możesz przekuć go na listę 5 rzeczy, których należy się w komunikacji wystrzegać. Tym sposobem znikną obawy o powieloną treść, a dodatkową wartością mogą być plusy z punktu widzenia SEO.
Powielona treść a wysyłka informacji prasowych
Wracając jednak do ulubionych przez nas PR-owych tematów - czy dystrybucja informacji za pomocą agencji prasowej lub wysyłka kampanii z takim komunikatem do własnej bazy kontaktów, powinna zapalać ostrzegawczą lampkę w kontekście opisywanego problemu? Jeśli mamy wybierać pomiędzy odpowiedzią "tak" albo "nie", to zdecydowanie stawiamy na tę drugą. Sprawa wymaga jednak małego komentarza.
Po pierwsze - bądźmy szczerzy. Jaka jest szansa, że wszyscy nasi odbiorcy postanowią tę informację opublikować? Jaka jest szansa, że ci którzy to zrobią, zastosują metodę ctrl+c, ctrl+v? I ostatnie pytanie - jaka jest szansa, że zrobią to wszystko w tym samym czasie? Dlatego prawdopodobieńtwo, że taka publikacja wpłynie w negatywny sposób na nasze wyniki w wyszukiwarkach jest... praktycznie zerowe.
Jeśli jednak wciąż masz wątpliwości - pamiętasz, że najlepszym sposobem na pozbycie się wszelkich obaw, będą powtarzane przez nas już wiele razy podpowiedzi - jakość a nie ilość; indywidualna relacja z dziennikarzami, a nie masowa wysyłka; kilka wartościowych linków, a nie setki zapychaczy.